Prawdziwy Sens Życia.

To, co ukrywasz w swoim sercu, pojawia się w twoich oczach
Imam Ali

Życie jest jak gra w szachy.
Czasem wygrywają białe a czasem wygrywają czarne.

Każde jedno wideo, stworzone jest w oparciu o jakąś narrację.
Motyw przewodni, który prowadzi nas, w jakimś kierunku.

Podobnie jest w przypadku muzyki i dźwięków.

Sam kierunek może być określany na wiele sposobów. Przez obrazy, dźwięki słowa czy wartości.
Każdego dnia, wszyscy z osobna piszemy jakąś opowieść o sobie.

Możemy zacząć ją słowami: dawno dawno temu, był sobie pewien człowiek, który uświadomił sobie, że otacza go coś niezwykłego. Postanowił więc udać się na przygodę by odwiedzić nieznane mu dotąd zakamarki świata i przeżyć coś ekscytującego…

Ciekawość…

To jest właśnie jedna z tych emocji która stymuluje nas by poszukiwać.

Podobnie czyni to strach i niepokój, gdy mamy poczucie, zagrożenia i wiemy, że jeśli nie zmienimy naszego położenia czeka nas niebezpieczeństwo.

Nie bez powodu naszym życiem sterują dwie główne narracje.
jedna jest ta dobra, pozytywna i wzniosła.
Druga ta negatywna, obezwładniająca i depresyjna.

Myślę, że gdyby każdy człowiek mógł od tak o przełączać się między jedną a drugą, czulibyśmy się cały czas szczęśliwymi osobami.

Jednakże większość z nas ma poczucie, że szczęście jest czymś subiektywnym, raczej niestabilnym jeśli uwarunkujemy je od przyjemności.
Czymś do czego dążymy, jednocześnie nigdy tego w pełni nie uzyskując poza momentem szczytowym, który zaraz przemija.

Istnieją pewne praktyki, które ośmielają się wpłynąć na nasze samopoczucie, czyniąc nasze istnienie głębszym i spokojniejszym.
To praktyki takie jak medytacja, sport, wysiłek zmierzający do wyjścia w nieznane dotąd rejony życia, podróżowanie, czytanie.

W młodości przyszła mi do głowy taka myśl, że w sumie to nie widzę problemów w tym, aby uznać nasze istnienie jako coś, co jest nieskończone.

Czy życie jest tylko skupiskiem atomów? Formą kosmicznego przedstawienia?
Czy żyjemy na martwej skale, na której wszystko wydarzyło się przez przypadek? a po śmierci zderzymy się z nieskończoną nicością?

A może wszystkim faktycznie steruje jakaś siła wyższa, Bóg siedzący wysoko na tronie, pod postacią dziadka z brodą, który obserwuje wszystkie nasze brudne i nieczyste zachowania? Ocenia i wynagradza, gdy się staramy, oraz piętnuje nasze niecne występki.

Konflikt między osobistą wolnością a kompletną nieprzewidywalnością życia, na gruncie filozoficznym nosi miano egzystencjalizmu i jest to dość specyficzna filozofia, a jej przedstawiciele starali się przekazać całkiem ciekawe idee.

Taki Nietzsche na przykład uważał, że współczesny człowiek sam uśmierci Boga i będzie musiał szukać sensu w sobie.

Søren Kierkegaard dostrzegł moralny absurd religijności jako coś co człowieka zniewala i zniechęca do życia i choć nie stworzył usystematyzowanej filozofii, doszedł do wniosku, że celem życia jest jego eksploracja.

Sartre doszedł do wniosku, że jesteśmy skazani na wolność – życząc nam powodzenia z naszymi wyborami.

Wszystkich egzystencjalistów łączyła jedna fundamentalna prawda.
Albo bardziej dokładnie będzie jeśli nazwę to obserwacją lub wnioskiem.

Zaobserwowali oni bowiem, że każdy człowiek nosi w sobie pewien rodzaj egzystencjalnego niepokoju, który choć ukrywa się pod płaszczem wolności wyboru, nosi w sobie ślad nieskończoności możliwości, które odzwierciedlają wartości chaosu i porządku.

Kręcimy się w kółko, wokół naszych własnych percepcji i zmysłów odbijając się kolejno od uczuć napięcia i ulgi.

Na wyższym planie, zrozumienie tego zagadnienia a nawet pokuszę się o stwierdzenie „przekroczenia go” i ucieleśnienia nosi nazwę niedualności.

Jest to pewna forma objawienia wg. której dostrzeżenie że ja jako podmiot refleksji niczym nie różnię się od obserwowanych przedmiotów, i nie występuje jako ktoś oddzielny od reszty.

Każdy z nas jest częścią kosmicznej symfonii którą zwiemy życiem i zaskakująca jest dla mnie dowolność interpretacji tego zjawiska.

Jednego dnia możesz wstać rano i czuć radość z byle czego.
Innego dnia wstaniesz i dowiesz się o śmierci bliskiej Ci osoby albo zaczniesz myśleć o potencjalnych problemach.
W jednej chwili przyłapiesz się na swoim czarnowidztwie, w drugiej umysł umknie Twojej uwadze i znów zaczniesz błądzić.
W jednym scenariuszu wszystko pokrywa się z Twoimi marzeniami a w innym jest z nimi całkowicie sprzeczne.

Osobiście doszedłem do wniosku, że najdokładniej jest uznać, że ludzki wybór działa w oparciu o prawdopodobieństwo uzyskania największych korzyści. Dopóki nie mamy pewności co do tego co będzie (a nigdy takiej pewności nie mamy), żyjemy w dwóch stanach – tego co jest i tego czego nie ma.

W tej chwili opisuję swoje doświadczenie jako ABC.
Ty możesz nazwać je XYZ.

Nigdy nie będziemy mieć pewności, czy mówimy i myślimy o tym samym. Umawiamy się, że chodzi nam o coś podobnego aby uniknąć paranoicznego poczucia, że każdy z nas mógłby jednak widzieć świat inaczej.

To zrodziłoby czysto solipsystyczny pogląd, zakładający, że każdy z nas wie tylko tyle na ile pozwolą nam na to nasze zmysły a samo komunikowanie się określałoby proces wydawania dźwięków, przy których umawiamy się, że mają one dla nas sens.

Pomyśleć, że na pewnym planie cały sens naszego życia jest zawarty w dźwięku.

Pewnej częstotliwości, wibracji, która z każdą chwilą zmienia swój kształt.

Nie ważne czy założymy, że mamy wybór czy wszystko jest ustalone z góry, nikt z nas nie uniknie poczucia posiadania ciała.
To ten worek zbudowany ze skóry i kości, który każdego dnia podejmuje nie lada wysiłek abyś w ogóle mógł nazwać siebie sobą.

Nieważne co zrobisz, nigdy w pełni nie przewidzisz co będzie następne
i sądzę, że osoby które bezwzględnie to zaakceptują i nie twierdzę, że jest to łatwe; zyskają całkowicie inny jakościowo rodzaj wiary, która nie będzie oparta o jakikolwiek system przekonań.

Będzie to wiara absolutnie bezforemna, bezkształtna, bezczasowa, która przekracza wszystkie zmysły i percepcje.

Będzie to doświadczenie tego, że człowiek jako istota samoświadoma jest tym samym Bogiem do którego się modli i którego szuka.